|
Szkoła Katolicka
Zadaję sobie pytanie:
Czy umiałbym odpowiedzieć co oznacza szkoła katolicka!? Z pewnością wyraz katolicka mieści w sobie dużo tajemnicy, stąd powszechna niewiedza. Jedni twierdzą, że w szkole katolickiej bez przerwy uczniowie, a i nauczyciele także, klęczą i modlą się. Inni uważają, że taka szkoła przygotowuje na księży czy siostry zakonne. Jeszcze inni boją się zacieśnienia horyzontów wiedzy naukowej, zwłaszcza gdy dotyczy to poziomu gimnazjalnego czy licealnego. Nawet w rodzinach szczerze pobożnych panuje przekonanie, że w szkole katolickiej "obowiązuje świętość", na korytarzach panuje kontemplacyjna cisza, a w klasach wszystko przyjmowane jest bez dyskusji, na zasadzie dogmatu.
Jak zatem sam, postrzegam szkołę katolicką?
Ze zdumieniem stwierdzam, że obrazu takiej szkoły nie widzę ani w katolickiej szkole podstawowej, gimnazjum i liceum, ani w szkołach przeze mnie odwiedzanych. Wyżej przedstawione dywagacje są niestety teorią. W mojej ocenie szkoły od siebie mało czym się różnią, zarówno te publiczne, społeczne, jak i katolickie. Uczniowie mają podobne wzloty i upadki, a nauczyciele wywodzą się z jednego źródła edukacji socjalistycznej. Jeśli są różnice w wynikach, to przede wszystkim decydują o tym systemy naboru, chociażby stworzenie tzw. "zerówki" w LO im St. Dubois, czy w końcu liczebność. Inaczej będzie wyglądała średnia ocen w małej szkole, a zupełnie inaczej, tzn. gorzej,
w szkole środowiskowej.
Czy widzę możliwość innej szkoły?
Ależ tak! Przede wszystkim o jakości szkoły nie decyduje program edukacyjny, chociaż zawsze jest aktualny i potrzebny. Nie decydują wygrane olimpiady, czy inne konkursy wiedzy. Zdolnych uczniów czy oddanych nauczycieli zawsze jeszcze znajdziemy. Według mnie szkoła ma być harmonią ciała i ducha.Kłania się tutaj niezastąpiony Amos Komeński, który w swojej psychice nauczycielskiej chciał powiązać poziom wertykalny z poziomem horyzontalnym. Szkołę ujął w schemat nauki i wakacji. Godziny nauczania podzielił na lekcje i przerwy. A chociaż był to wiek XVII i w Lesznie Wielkopolskim ciągle czuł się Czechem i reprezentował odłam religijny Braci Czeskich, dla szkoły oddawał swe zdolności i z Ducha Świętego płynącą wiedzę. Dużo później próbował go naśladować Jan Jakub Russoe. Ten z kolei jako XVIII wieczny pedagog i filozof chciał stworzyć system edukowania bez wychowania i bez Pana Boga. Myślę, że od niego rozpoczyna się marsz ku zeświecczeniu szkoły, a więc zarówno uczniów jak
i nauczycieli. J.J. Russoe niestety nic dobrego nie wymyślił. Jego utwór "Emil" obecnie jest zapomniany i naukowo śmieszny. Reformy nauczania stawały się ambicją każdego narodu, przynajmniej w Europie. Po kasacie zakonu ojców jezuitów, kiedy odebrano im słynne kolegia, a sam zakon uznano za werbalny i skostniały, chociaż jezuici odegrali w nauce ogromne znaczenie, położyli wielkie zasługi niemal w każdej dziedzinie, w Polsce na resztkach nie rozkradzionych jezuickich pieniędzy powołano słynną Komisję Edukacji Narodowej. Pierwszym jej ministrem został Stanisław Kostka Potocki, znany z niechęci do Kościoła, autor dzieła "Podróże do ciemnogrodu", gdzie ciemnogrodem był Kościół rzymskokatolicki. Kto interesuje się masonerią, ten wie, że S. K. Potocki został także w Warszawie pierwszym mistrzem loży masońskiej. Gwoli sprawiedliwości, masoni w Polsce w XVIII i XIX wieku mieli charakter bardziej patriotyczny aniżeli antyreligijny.
Władcy oświeceniowi w Europie zgoła parali się żołnierska musztrą. Stąd godzinami potrafili ganiać z grupą wybranych żołnierzy. Tak działo się przede wszystkim w Moskwie i Berlinie. Nie pozostało to bez echa w masowo powstających szkołach. Upodobanie do wojska przeniesiono na klasy szkolne. Katedrę i krzesła najczęściej ustawione
w bezładzie, bądź w półkole, zastąpiono szeregami ławek i krzeseł. Dzisiejsze gonitwy ludzi Sanepidu, to nic innego tylko dokładniejsze nakazywanie reguł wojskowych w szkole. Nie wychowani nauczyciele nie wychowują uczniów, a naładowani wiedzą absolwenci uniwersytetów nie znają metodyki, aby wyedukować treści dzieciom czy młodzieży. W ten sposób następuje bezwład możliwości. Nauczyciele boją się uczniów, uczniowie gardzą nauczycielami. Przykładowo nauczyciel widząc palącego ucznia na chodniku woli go ominąć przechodząc na drugą stronę ulicy.
A więc gdzie leży inność?
Próbowałbym odnaleźć ją w starych sprawdzonych metodach. Nihil nowi sub sole. Do szkoły muszą powrócić nauczyciele po liceach pedagogicznych. Swoja wiedzę powinni zawsze uzupełniać studiami czy jeszcze innymi metodami, np. internetem. Szkoła ponownie ma się stać szkołą wyznaniową. Bez pojęcia wartości nie ma wychowania, ani wykształcenia. Przekonali się
o tym francuscy i angielscy nauczyciele XVIII wieku, przekonali się o tym również socrealiści.
Poza tym, patrząc na rozwijającą się elektronikę, na bardzo szybko idące przemiany w życiu społecznym, trzeba uwzględnić tzw. futurum primum, tzn. możliwości tkwiące w szybkim przekazie obrazów i treści. Dzisiaj lekcja edukacyjna z chemii czy fizyki odtworzona przez internet, a nawet przez telewizor więcej wnosi od dobrze przygotowanej lekcji w tradycyjnym ujęciu szkoły. Być może przyjdą szybko czasy, gdzie szkoła, jako przestrzeń życiowa, przestanie być potrzebna. Zastąpią ją egzaminy i przekazywane certyfikaty. Na taką możliwość trzeba już być przygotowanym. Nauka nie boi się prawdy, a prawda was wyzwoli, powiada Chrystus!
ks. Kazimierz Bednarski
|
|