|
Skąd się biorą wojny?
Ulica Jerozolimy. Na murach domów ślady po kulach z karabinu maszynowego. Wybite szyby w witrynie sklepowej. Trochę gruzu na chodniku, którym idzie dorosły mężczyzna z kilkuletnim chłopcem. W jednej dłoni ściska rączkę dziecka, w drugiej karabin. To nie obraz z filmu wojennego, ale scena zaobserwowana wiosną 2004 roku w Ziemi Świętej, gdzie od miesięcy nasila się konflikt zbrojny między Palestyńczykami a Żydami. Irak, Sudan, Czeczenia, Afganistan, Liberia... Za każdą z tych nazw kryje się jedna z wielu wojen toczących się bez przerwy w różnych zakątkach świata.
Dzięki mass-mediom i nieustannie doskonalonej technice przekazywania informacji, mamy wrażenie, że rozgrywające się tysiące kilometrów od nas konflikty zbrojne dotyczą także nas. Dzięki przekazom telewizyjnym stajemy się jakby ich uczestnikami, możemy być w centrum wydarzeń, ale jako bezpieczni obserwatorzy. Obserwując walki na ekranie telewizora, możemy bez ryzyka opowiadać się po jednej lub drugiej stronie konfliktu. Wojna spowszedniała. Przestaje przerażać. Staje się jakby jednym z wielu koniecznych elementów ludzkiego życia. Przyzwyczajamy się do huku wystrzałów, widoku broni, scen zabijania żołnierzy przeciwników i niewinnej cywilnej ludności, cierpienia i łez setek tysięcy uchodźców, kobiet i dzieci. Nie robią na nas wrażenia podawane przez prezentera telewizyjnego liczby zabitych i rannych.
A może jednak przynajmniej od czasu do czasu przychodzi chwila refleksji i zastanawiamy się, dlaczego w sytuacjach konfliktowych ludzie tak łatwo używają przeciw sobie broni? Dlaczego właśnie między narodami prowadzą do konfliktów zbrojnych? Czy można uniknąć wojen? Czy przyjdą czasy, kiedy na ziemi umilkną strzały, a narody nie będą występowały przeciwko sobie? Czy kiedykolwiek na całym świecie zapanuje trwały pokój?
"Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami?" - pytał prawie dwa tysiące lat temu Apostoł Jakub w swoim Liście skierowanym do pierwszych chrześcijan. "Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych" - odpowiedział. Znany polski teolog o. Jacek Salij OP jako źródła wojen wylicza chciwość, pogardę dla innych i "moralny daltonizm na ludzką godność". Według ks. Stanisława Olejnika, autora kilkutomowego podręcznika teologii moralnej, wojny mają źródło w egoizmie, braku szacunku dla innych ludzi oraz w chęci dominowania nad nimi. Twierdzi on, że ci, którzy pragną budować prawdziwy pokój, powinni "porzucić wąsko rozumiany patriotyzm i przyjąć postawę szacunku dla całej rodziny ludzkiej, wyzbyć się egoizmu narodowego i chęci dominowania nad innymi narodami".
Jan Paweł II w orędziach na Światowe Dni Pokoju najczęściej mówi o tym, co buduje pokój,
a przy okazji wskazuje również przyczyny wojen. "W kończącym się stuleciu ludzkość została boleśnie doświadczona przez niekończącą się serię straszliwych wojen i konfliktów, przez kampanie ludobójstwa i czystki etniczne, które stały się przyczyną nieopisanych cierpień: śmierci milionów ofiar, zniszczenia rodzin i całych krajów, tułaczki rzesz uchodźców, nędzy, głodu, chorób, zacofania, utraty ogromnych zasobów. Źródłem tak wielkiego cierpienia jest logika przemocy, podsycana przez żądzę panowania i wyzysku bliźnich, przez ideologie władzy albo totalitarne utopie, przez chorobliwe nacjonalizmy lub zastarzałe nienawiści plemienne" - napisał w roku 2000. Papież zauważył pod koniec minionego stulecia, że w ostatnim czasie zmniejsza się liczba wojen między państwami, a nasilają się konflikty zbrojne wewnątrz państw. "Ich przyczyny, osadzone zazwyczaj w odległej przeszłości, są natury etnicznej, plemiennej, a także religijnej, do nich zaś dołączają się dzisiaj inne motywy natury ideologicznej, społecznej i ekonomicznej" - twierdzi Ojciec Święty.
Wszystkie opisywane przez Papieża zjawiska
i wyliczane przez teologów przyczyny wojen mają to samo źródło - grzech. Ktoś powiedział, że odpowiedź na pytanie: "Skąd się biorą wojny?" jest bardzo prosta i oczywista - ich źródłem jest siedem grzechów głównych. Przyczyny wojen tkwią w sercu człowieka. Bo w sercu człowieka rodzi się nienawiść, nieposzanowanie godności osoby, pogarda dla życia, egoizm, chęć panowania nad innymi i narzucania im swojej woli. Od kiedy Kain, powodowany zazdrością, zabił swego brata Abla, w wielu ludzkich sercach ogarniętych przez "walkę żądz" nie ma miejsca na pokój.
Zarobić na wojnie
Znane polskie porzekadło mówi: "Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta". Gdzie zwaśnione narody sięgają po broń, by przy jej pomocy rozwiązywać konflikty, korzystają producenci i handlarze bronią. O. Salij, zastanawiając się nad tym, jakie zaniedbania doprowadziły do wybuchu wojny w Iraku, zauważa, że żyjemy w świecie, w którym "społeczność międzynarodowa z niepojętą wprost nieodpowiedzialnością pogodziła się z handlem bronią". W tym świecie zysk jest często ważniejszy niż człowiek, pokój między ludźmi czy prawo moralne. Wojna w Iraku i wszystkie inne wojny odsłaniają prawdę o tym, że leżą one w interesie producentów i handlarzy bronią.
W 1994 r. Stolica Apostolska opublikowała dokument, w którym handel bronią został określony jako zjawisko bardzo groźne, "które pilnie domaga się poważnej refleksji etycznej". Watykan wzywa do opracowania skutecznych narzędzi kontroli międzynarodowego handlu bronią. Dokument ten nie doczekał się reakcji ze strony tych, którzy mogą coś zmienić w tej kwestii.
Ojciec Salij uważa, że nawet gdyby zakończono toczące się obecnie w różnych zakątkach wojny, "w świecie niewiele się zmieni, jeżeli przemysł zbrojeniowy oraz handel bronią nadal będą stanowiły zwyczajną, taką samą jak wszystkie inne sektory gospodarki działalność ekonomiczną".
Gdzie mieszka pokój?
Jak w sercu człowieka rodzi się wojna, tak
i w sercu rodzi się pokój. Bo w sercu rodzi się miłość bliźniego, szacunek dla jego ludzkiej godności, poszanowanie jego praw. W sercu też rodzi się przebaczenie, które leczy chore, pełne nienawiści stosunki między ludźmi i łagodzi konflikty. Budowanie pokoju w swoim sercu i w relacjach z ludźmi wymaga dużo więcej wysiłku, często połączonego z ofiarą i wyrzeczeniem, niż wywoływanie wojen. "Niech nikt nie łudzi się, że zwykły brak wojny, choć tak bardzo pożądany, jest synonimem trwałego pokoju - przestrzega Jan Paweł II. - Nie ma prawdziwego pokoju, jeśli nie towarzyszą mu równouprawnienie, prawda, sprawiedliwość i solidarność".
Ta papieska przestroga znajduje potwierdzenie w Katechizmie Kościoła Katolickiego: "Niesprawiedliwości, nadmierne nierówności
w porządku gospodarczym lub społecznym, zazdrość, podejrzliwość i pycha, które szkodliwie szerzą się między ludźmi i narodami, wciąż zagrażają pokojowi i powodują wojny. Wszystko, co czyni się, by zlikwidować te nieporządki przyczynia się do budowania pokoju i unikania wojny" (KKK 2317). Budowanie pokoju w sobie
i między ludźmi jest zadaniem każdego chrześcijanina. Przypomina o tym Jan Paweł II w swoich pokojowych orędziach, przemawiając do młodzieży i zachęcając do indywidualnej
i wspólnotowej modlitwy w intencji pokoju na świecie. "Budowanie pokoju i sprawiedliwości nie jest dla katolików zadaniem drugorzędnym, ale podstawowym" - podkreśla - bo dzięki Chrystusowi, który przyszedł na ziemię
z darem pokoju (zob. Łk 2,14; Ef 2,14;
J 20,19.21.26), Kościół ma być znakiem i narzędziem pokoju na świecie.
Papieska recepta
Jan Paweł II jest głęboko przekonany o tym, że wojna jest najgorszym sposobem rozwiązywania konfliktów między narodami. "Wojny są często przyczyną kolejnych wojen, ponieważ podsycają głęboko zakorzenione nienawiści, prowadzą do niesprawiedliwości, depczą godność i prawa osoby ludzkiej. Zazwyczaj nie rozwiązują problemów stanowiących przedmiot konfliktu
i stąd okazują się nie tylko straszliwie niszczące, ale i bezużyteczne. Wojna jest przegraną ludzkości" - przekonywał w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju w roku 2000. Dwa lata później, kiedy Światowy Dzień Pokoju był obchodzony w cieniu wydarzeń z 11 września 2001 r., Papież zaproponował konkretną receptę na przywrócenie pokoju. "Filarami prawdziwego pokoju są sprawiedliwość i ten szczególny rodzaj miłości, jakim jest przebaczenie" - stwierdził. "Nie ma pokoju bez sprawiedliwości, nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia - nie przestanę powtarzać tego upomnienia wszystkim, którzy z tego czy innego powodu żywią w sobie nienawiść, pragnienie zemsty, żądzę zniszczenia" - podkreślił.
Dlatego w ciągu ostatnich 25 lat Jan Paweł II ani razu nie zawahał się zaangażować swego autorytetu w mediacje, by zapobiec wybuchowi wojny czy konfliktu zbrojnego. A musiał interweniować wiele razy. Po raz pierwszy już na początku pontyfikatu - gdy podjął się mediacji w sporze terytorialnym między Argentyną a Chile. A potem potępiał akty przemocy i wojny m.in. w Ruandzie, Timorze Wschodnim, Sudanie, Peru, Chile, Libanie, w Zatoce Perskiej, na Bałkanach, w Ziemi Świętej, Afganistanie, a ostatnio w Iraku. Jak trudne to były mediacje, wiedzą najlepiej ci, którzy
w imieniu Ojca Świętego zabiegali o powstrzymanie działań wojennych: kard. Roger Etchegaray, któremu Jan Paweł II powierza najbardziej delikatne i skomplikowane misje pokojowe; abp Jean-Lous Tauran i kard. Pio Laghi.
Broń Jana Pawła II
Styczeń 1986 roku. Kończy się Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Jan Paweł II podejmuje najbardziej niezwykłą i oryginalną inicjatywę pokojową - jak ją potem określą komentatorzy. Zaprasza przywódców Kościołów i wspólnot chrześcijańskich oraz innych religii do Asyżu na modlitewne spotkanie w intencji pokoju na świecie. - "Stolica Apostolska pragnie przyczynić się do powstania światowego ruchu modlitwy o pokój, który przekraczając granice państw i angażując wiernych wszystkich wyznań, ogarnie cały świat" - uzasadniał ten pomysł Jan Paweł II.
27 października 1986 r. do miasta św. Franciszka przyjechali przedstawiciele wielu wyznań i religii. Ich obecność stała się świadectwem istnienia innego sposobu szerzenia pokoju między narodami niż negocjacje
i kompromisy polityczne czy naciski ekonomiczne. Tym sposobem jest modlitwa, która "bez względu na zróżnicowanie religii wyraża związek z Potęgą Najwyższą, która znacznie przekracza granice naszych ludzkich możliwości" - jak powiedział, otwierając spotkanie, Papież. Na apel Papieża
w wielu miejscach, gdzie toczyły się wojny, tego dnia przerwano działania zbrojne. Strzały ucichły m. in. w Chile, Nikaragui, Indiach, Sri Lance, Sudanie, Angoli.
Szesnaście lat później, w styczniu 2002 r., po pamiętnym 11 września 2001 r., w tym samym miejscu ponownie zbiorą się przywódcy Kościołów i religii, by się modlić o pokój i świadczyć, że nie zabija się w imię Boga i że religia nie usprawiedliwia wojny; że żaden cel religijny nie może usprawiedliwiać przemocy wobec drugiego człowieka.
Wiele razy w obliczu konfliktów zbrojnych Jan Paweł II powtarzał, że bronią ludzi wierzących jest modlitwa, która nabiera szczególnej mocy, kiedy towarzyszy jej post. Ojciec Święty sięgał po tę broń w sytuacjach, gdy zawodziły wszelkie mediacje, a papieskie wołanie o zaniechanie przemocy i powstrzymanie się od zbrojnego rozwiązywania konfliktów nie zostało wysłuchane. 23 stycznia 1994 r. ogłosił dniem modlitwy
i postu w intencji pokoju na Bałkanach. Rok później w Loreto 500 tys. młodych ludzi modliło się
z Janem Pawłem II o pokój w Bośni. W Środę Popielcową 2003 r. katolicy na całym świecie jednoczyli się z Następcą św. Piotra w modlitwie i poście, błagając o zaniechanie interwencji zbrojnej w Iraku. A co my zrobimy dalej?
artykuł Wiesławy Dąbrowskiej-Macury
|
|