Żałoba w dawnej Polsce
Od wieków już w naszej kulturze funkcjonuje tradycja, która nakazuje, aby śmierci i pogrzebowi towarzyszyła żałoba czyli widzialna oznaka smutku po stracie bliskiej osoby. W dawnej Polsce żałoba polegała nie tylko na przestrzeganiu pewnych zakazów i prowadzeniu pozbawionego rozrywek trybu życia, ale także mianem tym określano specjalnego rodzaju ubiory odznaczające się wielkimi kołnierzami i drugimi rękawami. Kolorem żałoby była w zasadzie czerń, ale warto dodać, iż na królewskich pogrzebach również szkarłat miał znaczenie żałobne i dlatego w katedrze na Wawelu przechowywano szkarłatne opony do zawieszania na ścianach podczas monarszych uroczystości pogrzebowych.
Wspomnianym wyżej pochówkom królewskim towarzyszyła żałoba, która zwykle miała charakter powszechny. Głoszono, iż Mieszko I chodził w żałobie przez 6 lat po śmierci Dąbrówki. Jan Długosz zanotował, że po śmierci Bolesława Chrobrego (+ 1025) niewiasty i dziewice zaniechały wszelkich strojów
i porzuciły zwykle ozdoby, a wszyscy jakby z nakazu dłużej niż rok zachowywali żałobę. Podobno po zgonie królowej Jadwigi (+1399) nawet na weselach nie grywano, a na krakowskim Ratuszu stoły i ściany
w izbach, gdzie obradowali rajcy, pokryte były czarnym suknem. Po śmierci zaś Granowskiej, trzeciej żony Władysława Jagiełły, nikt oprócz króla w żałobie nie chodził. Zygmunt (zwany później I Stary), po otrzymaniu wiadomości o śmierci swego brata Olbrachta, posłał 40 dukatów do klasztoru na tricesimy (30 mszy św. gregoriańskich), po czym ustanowiono żałobę dla królewiczów Aleksandra, Zygmunta i ich dworów. Tak oto zdjęto ze ścian kolorowe materie i zasłonięte je czarnym suknem. Łoża pokryto czarnym atłasem, poduszki zaś czarnymi jedwabnymi poszewkami. Kirem okryto konie, powozy i uprząż. Czarne stroje przywdziała służba i dworzanie. Nawet drobiazgi czerniono lub pokrywano czarnym suknem.
Marcin Bielski pisze natomiast, iż z kolei po zgonie króla Zygmunta I Starego przez cały rok noszono żałobę i że sromotą było i prostemu człeku wyjść
z domu bez czarnej sukni, na pannach nie ujrzałeś wieńca, nie usłyszałeś grania, biesiad ani tańców przez cały rok nie było.
Na pogrzebie króla Zygmunta III Wazy królewicze i senatorowie odziani byli w kapy z czarnego sukna tak długie, że ciągnęły się za nimi na trzy łokcie po ziemi. Na głowach mieli czarne kaplice (kaptury). W pogrzebie królowej Anny Jagiellonki, wdowy po Stefanie Batorym, wzięło udział m. in. 1500 ubogich, ubranych w żałobne kaptury. Jak więc widzimy, zasięg żałoby był także oznaką pozycji społecznej zmarłej osoby, ale i odzwierciedlał stosunek poddanych do grzebanego monarchy. Wyraźnie można to stwierdzić w przypadku królowych, po których żałoba bywała dowolna i jej przyjęcie lub odrzucenie zależało wyłącznie od woli każdego poddanego. W pozostawionych opisach mamy również wzmianki o rodzajach szat żałobnych, które w Polsce już w XII wieku były szyte z czarnego sukna. Noszenie takich właśnie strojów nakazano w roku 1102 po śmierci księcia Władysława Hermana.
Chrześcijańska skromność i pokora, a także obawa przed upodobnieniem się do dawnych zwyczajów pogańskich, nie pozwalały wkładać cennych kosztowności do trumien grzebanych dostojników, stąd prawie wszyscy polscy królowie i książęta polecali się grzebać ubogo. Wyjątek stanowili tu Jagiellonowie, którzy, nawiązując do niedawnych pogańskich tradycji litewskich i mentalności wschodniej, byli ubierani do trumien z przepychem. Jan Długosz pisze, że gdy w roku 1426 zmarł piastowski książę mazowiecki i płocki Ziemowit, jego litewska żona Aleksandra, siostra Władysława Jagiełły, grzebiąc ciało męża w Płocku, poleciła odziać je w kosztowne szaty, ozdobiła srebrnym łańcuchem, pasem
i mieczem rycerskim uraz złotymi ostrogami. Zwłoki złożono na miękkim łożu przykrytym złotogłowiem i tak umieszczono w grobie. Biskup płocki, Stanisław Pawłowski, który był zdecydowanym przeciwnikiem tego przepychu, polecił po zakończeniu ceremonii pogrzebowej wyjąć z grobu złoto, srebro, szaty, nakrycia oraz ozdoby i spieniężyć je na rzecz potrzebujących.
Potęga magnatów i ich niezależność polityczna
i ekonomiczna znajdowały swe odzwierciedlenie także w ceremoniałach pogrzebowych, które niejednokrotnie przypominały swoim przepychem, długością trwania, liczbą uczestników i obrzędowością wielkie pochówki monarsze. Znanym i stosowanym zwyczajem było na przykład zawieszanie miecza nad grobowcem ostatniego zmarłego przedstawiciela jakiegoś znakomitego i starego rodu. Uczyniono tak m. in. nad grobowcem zmarłego w 1771 roku Jana Klemensa Branickiego, hetmana wielkiego koronnego i kasztelana krakowskiego, pochowanego w kościele pw. Świętych Piotra i Pawła w Krakowie. Był on bowiem ostatnim potomkiem roku Jaksów czyli Gryfitów Branickich.
Niestrudzony kronikarz rzeczy polskich, Jan Długosz, pod datą 1382 roku opisał pogrzeb biskupa krakowskiego Stanisława Zawiszy z Kurozwęk, jaki wyprawił mu jego ojciec, Dobiesław Zawisza, kasztelan krakowski. Bardzo młodo tragicznie zmarły Stanisław, który - jak zauważa Długosz - mimo iż był biskupem, prowadził życie raczej świeckie niż duchowne, miał pogrzeb o charakterze rycerskim, nie duchownym. Pogrzeb był także organizowany przez ojca, nie przez Kościół krakowski. A zatem przed trumną prowadzono jego rumaka w zbroi, przykrytego purpurową tkaniną. Konia wprowadzono do kościoła, co w późniejszych latach zostało zakazane przez Synody biskupów.
Jakże odmienny, w duchu chrześcijańskiej pokory, odprawiony byt pogrzeb Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła Sierotki, który swego czasu odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Polecił on ubrać się do trumny w habit franciszkański, gruby płaszcz
i kapelusz pielgrzymi, a uroczystości pogrzebowe miały przebiegać bez żadnej okazałości, Radziwiłł zakazał nakrywania trumny kosztownymi materiami
i ozdabiania katafalku oraz noszenia mar na pogrzebie. Przed skromną trumną nie prowadzono konia ani nie kruszono kopii, a do grobu nieśli ją ubodzy, tak jak sobie tego życzył zmarły.
Przemijające wieki i zubożenie naszego społeczeństwa zatarły w pamięci przepych i okazałość dawnych pogrzebów. Zetlały i rozsypały się drogocenne tkaniny, metal pokryła rdza i pył. Napisy zatarł czas, który zdolny jest odsunąć w mroki niepamięci nawet najwspanialsze przejawy ziemskiego bytowania. Jakże często, niestety, można jednak odnieść wrażenie, że prawda ta dzisiaj nie dla wszystkich jest oczywista. Zewnętrzne oznaki żałoby nie zawsze idą w parze z właściwym postępowaniem
i wewnętrznym przekonaniem. Razi sztuczność
i poza, wzorowana na nie najlepszych przykładach
z przeszłości. Pora chyba zastanowić się i nad tym aspektem naszego życia, gdyż najtrwalszy pomnik - ten, który przetrwa - powstać może przecież tylko
w naszych sercach.
Marek Żukow-Karczewski
|