Pieniądze Kościoła a urzędnicy
Z czego utrzymuje się Kościół, budynki kościelne, księża, pracownicy parafialni?
Odpowiedź jest prosta: z łaski Bożej i gestu ludzi dobrej woli. Odpowiedź swoją ograniczam do diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, bo każda inna ma swoje tradycje i schematy. W mojej diecezji podstawą utrzymania kapłana są intencje mszalne. 30 intencji razy 30 dni daje podstawę pensji kapłana (intencje wynoszą średnio 20-30 zł, w Niemczech dla przykładu 8-10 zł). Do tego dochodzi pensja kapłana - katechety. Tu sumy są różne, zależne od stopnia awansu zawodowego, stażu pracy, godzin uczonych, etc. 10 procent z pensji katechetycznej odprowadza się do Kurii Biskupiej. Nie wszyscy też kapłani katechizują w szkole. Ks. wikariusz nie płaci za mieszkanie i za wyżywienie. Z kolei do kasy parafialnej wpłaca ok. 150-300 zł miesięcznie. Ks. proboszcz jest w sytuacji dużo gorszej, bo na jego głowie są zobowiązania dotyczące ryczałtu państwowego i kościelnego. Ryczałt kościelny razem z Seminarium zabiera ok. trzech niedzielnych tac w miesiącu. Do dyspozycji zostaje, więc zaledwie jedna. Z kancelarii ma opłacić kuchnię, co najczęściej jest fikcją. Pozostaje nadzieja na ofiary, których niestety także nie ma. Podczas tegorocznej kolędy 14 rodzin zadeklarowało wpłaty od 10 zł po 500 zł. Są to sumy bardzo znikome. Pozostają przecież do zapłaty pensje tylko podstawowych pracowników, takich jak kucharki, sprzątaczki, organiści, kościelni, kanceliści, księgowość, etc, oraz media: prąd, centralne ogrzewanie, woda, ścieki, gaz, śmieci. Każdy obiekt wymaga remontu, od czasu do czasu należy coś kupić, uzupełnić, zbudować. Dawny biskup Mediolanu Martini, podawał, że parafia diecezjalna ma być jednym podmiotem ekonomicznym, wtedy dopiero można mówić o duszpasterstwie. Być może jest to dobra rada, ale któż jej posłucha w Polsce? Wydatki parafialne są różne. Dla przykładu moja parafia przez sześć miesięcy w roku płaci za centralne ogrzewanie i prąd po 50 tyś. zł miesięcznie. Aby takim wydatkom sprostać ksiądz zmuszony jest do "partyzantki". Wikariusz wyjeżdża do Niemiec, czy USA, aby tam zarobić na potrzebne mu rzeczy, a proboszcz szuka darowizn a nierzadko wciąga się w proceder np. ściągania samochodów zza granicy. Sam nic z tego nie ma, ale ma parafia, ma dane miasto, czy gmina. Nie wiedzą o tym urzędy kontrolne i może gorszą się, czy nawet "nie dają spokoju".
Najgorzej przedstawia się relacja w stosunku do chorych i biednych. Wiadomo, że jeśli odmówi Spółdzielnia, MOPS, czy rodziny albo sąsiedzi, pozostaje tylko Kościół. Czy tym zdesperowanym ludziom proboszcz może domówić jedzenia, lekarstwa, czy zapłacenia należnego czynszu!? Trudno w takich sytuacjach o detektywa, który sprawdzi listę pracy, PIT-y. Najczęściej jest to pomoc "ad hoc". Tymczasem znowu odpowiedni urzędnicy pytają: a gdzie ksiądz ma listę, a gdzie podpisy, a gdzie wyszczególnione PIT-y? Działalność Kościoła była zawsze z natury charytatywna. Nawet w darowiznach na cele kościelne czy charytatywne, nie ma ustawowo nic więcej. Pierwsze wzmianki jak należy się rozliczać napisała prasa w kwietniu 2003r. Oparcie się na słowniku, znaczenie hasło "darowizna" jest dalej enigmatyczne i właściwie nic nie mówi. Wypadałoby albo zmienić ustawy, które zakładają, że ktoś w tych relacjach jest bez głowy, albo uaktywnić szkolenia zarówno Urzędów Skarbowych, ale także proboszczów, a takowych nie ma.
Tymczasem bieda aż piszczy. "Nihil novi sub sole" (nic nowego pod słońcem). W historii były ploretariaty, barykady bezdomnych i bezrobotnych. Płonęły urzędy, zabijano deskami plebanie. Jeśli dalej utrzymają się na obecnym poziomie ludzie bezrobotni, a wszelkie urzędy dalej z beztroską będą patrzyły na ludzi nic nie mających, to dojdzie do nowych rewolucji. Wtedy nie będzie potrzeba ani kościołów, ani urzędów. "O cześć wam książęta, hrabiowie, prałaci" - będą dedykować głodni i zrozpaczeni - dziennikarzom, urzędnikom, kapłanom. Kto zatem w Polsce ma myśleć? Niestety Ci, którym więcej dano.
ks. proboszcz Kazimierz Bednarski
|