|
PUK, PUK... KOLĘDA
Wzdychają wszyscy księża, bo wizyta duszpasterska to dla kapłana najgorętszy okres w roku, morderczy wysiłek, który nierzadko spotyka się z niewdzięcznością lub niezrozumieniem.
I po problemie
Odwiedziny kolędowe to okazja do spotkania duszpasterzy ze swoimi parafianami w ich domu, sposobność do rozmowy w atmosferze innej niż "urzędowa". Kolęda może być okazją do rozwiązania nawet poważnych problemów dotyczących życia religijnego.
Kapłan, przez przyjęcie urzędu posługiwania duszpasterskiego, jest zobowiązany na mocy Kodeksu Prawa Kanonicznego do odwiedzania parafian. "Proboszcz... winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również - jeśli w czymś nie domagają - roztropnie ich korygować" (kan. 529 § 1 KPK).
Coraz bardziej obecna jest świadomość, że kolęda to przede wszystkim wizyta duszpasterska, odwiedziny księdza, który chce zobaczyć, jak żyją wierni. Wizyta ta daje bowiem księżom aktualny obraz parafii - poznają problemy wiernych, widzą, którym rodzinom niezbędna jest pomoc materialna, a którym duchowa. Dla ludzi żyjących od wielu lat w konkubinacie, kolęda bywa dobrą okazją do szczerej rozmowy z księdzem. Niekiedy kolęda staje się bodźcem do przełamania obojętności religijnej.
Co za tymi drzwiami?
"Takie spotkanie jest okazją ewangelizacji, ale nie może ona przybierać formy nawracania na "siłę", wmawiania wiary w rodzaju: "Pan nie jest niewierzący, panu tak się tylko wydaje, niech się pan wyspowiada i wszystko będzie w porządku..."" - czytamy w dokumencie Episkopatu Polski poświęconym problemowi niewierzących w parafii.
Duszpasterstwo w naszej parafii jest specyficzne, gdyż istnieje duża rotacja mieszkańców. Ludzie są zapracowani i najczęściej wykorzystują wolne chwile na wyjazdy poza miasto. Kontakt z własnym kościołem jest więc utrudniony. W takiej sytuacji trudniej o integrację parafian. Odwiedziny kolędowe są niekiedy jedyną okazją, żeby się poznać. Kapłanom kolęda daje rzeczywistą wiedzę o parafii. Obserwują oni, jakie zmiany nastąpiły w ciągu roku.
Oczywiście nie brak prawdziwie zakłopotanych na widok księdza. Ministranci śpiewają kolędę - rodzina nic. Ksiądz pozdrawia: "Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus", odpowiedź: "Bóg zapłać". Ministranci ledwo się powstrzymują od śmiechu. Rozpoczyna się modlitwa. "Pan z wami" - cisza. "Ojcze nasz" - cisza. Ksiądz odmawia sam. Czuje się, jak twórca ludowy na festiwalu zorganizowanym przez Cepelię. Udziela błogosławieństwa, kropi wodą święconą. "Niech pan tu jeszcze pokropi". Ministranci wychodzą, mówiąc "Z Panem Bogiem", ojciec rodziny odpowiada: "Do widzenia chłopcy". Ślubu nie mają, bo nie mieli pieniędzy. Ksiądz obiecał ślub za darmo i pyta dlaczego nie przyszli. "Jakoś nie było czasu" . Czy taka rodzina potrafi coś Bożego przekazać dziecku? Na Mszę św. dzieciak przychodzi sam, bo rodzice są zajęci ...
"Nikogo nie ma w domu
"
Czasem drzwi od lat pozostają zamknięte przed księdzem. Niekiedy jednak zdarza się cud. Za otwartymi drzwiami nagle kapłani odnajdują kogoś poszukującego sensu życia, czekającego na rozmowę, któremu za daleko do kościoła, ale odważył się na pierwszy krok...
Sposób przeprowadzania kolędy nie sprzyja jednak nawiązaniu spokojnych i dłuższych rozmów. Rzadko także przy tej okazji myśli się szczególnie o niewierzących. "Mając po przeprowadzeniu kolędy rozeznanie duszpasterskie w potrzebach niektórych kategorii parafian, należałoby przeprowadzić odrębną wizytę duszpasterską pośród tych, którzy potrzebują więcej czasu na dyskusję" - postuluje wspomniany wyżej dokument.
Koperta
Od niepamiętnych czasów istnieje zwyczaj składania przez wiernych tzw. ofiar kolędowych, jako wyraz ich troski o potrzeby materialne parafii. Różne były w ciągu wieków formy składania tych ofiar. Kolędowy rachunek sumienia wymaga postawienia sobie pytania, ile razy i kiedy pytaliśmy swojego duszpasterza, czy nie potrzebuje naszego wsparcia, rady, pomocy w różnej formie, nie tylko materialnej.
- Dla mnie kolęda przerodziła się już dawno w odwiedziny duszpasterskie. Odwiedziny mogą trwać przez cały rok. Nie są ograniczone ani czasem Bożego Narodzenia, ani karnawałem, ani wystrojem choinki. Uczą mnie przede wszystkim poznawania ludzi. Poznanie to dotyczy dzieci, młodzieży, chorych, samotnych, ludzkich ideałów, zwycięstw i porażek - mówi ks. proboszcz Kazimierz Bednarski.
Kolęda daje też okazję do reagowania na biedę, której niestety nie brakuje. Podczas zeszłorocznej kolędy otrzymałem dwie ofiary po 200 zł i 16 ofiar po 100 zł. Resztę stanowiły ofiary po 10 zł, czasem trafiło się 20 zł, 50 zł, ale były i po 2 zł. Oczywiście zdarzały się sytuacje, gdzie ofiary nie było, albo jej nie wziąłem. Moje osobiste rozliczenie kolędy jest minusowe. Więcej zwykle rozdam, niż zbiorę - zaznacza ks. Bednarski.
Wizyta duszpasterska, podczas której ksiądz nawet nie usiądzie, tylko szybko się modli, kropi i bierze kopertę, nie ma sensu. Przecież odwiedziny kolędowe to dla kapłana możliwość obserwacji, jak dorasta dziecko, które chrzcił, jak się czują małżonkowie, którym dawał ślub, jak radzi sobie wdowa, która pochowała męża. Duszpasterz na te wydarzenia nie może być obojętny.
Podczas kolędy powstaje nowa lista chorych leżących w domach, do zakrystii zgłaszają się nowi kandydaci na ministrantów, do kancelarii przychodzą ludzie zamawiać Msze św. za swoich zmarłych lub z prośbą o Boże błogosławieństwo dla rodziny. Czasami trzeba udzielić informacji o istniejącym poradnictwie rodzinnym czy Caritas parafialnej, niekiedy trzeba przekonać do spowiedzi po dwudziestu czy trzydziestu latach. Dlatego kolęda tak bardzo się przydaje.
Opracował ŁP
|
|
|